piątek, 15 czerwca 2012

Rozdział drugi.


ROZDZIAŁ DRUGI : 

         Była już gotowa. Jeszcze przeanalizowała listę, którą miała w głowie. Chyba wszystko wykonała. Prysznic wzięła, włosy lekko pod prostowała, zrobiła sobie lekki makijaż, ubrała się w przygotowane ciuchy. Zrealizowała całą listę. Skinęła głową, na nogi założyła czarne conversy, w rękę złapała torebkę, oraz telefon i szybko zbiegła ze schodów. Weszła do kuchni i uśmiechnęła się do matki.
- Odwieziesz mnie na tą imprezę? - Zapytała obojętnym tonem. - Chyba, że musisz pracować. - Dodała ciszej. - Zaraz będę spóźniona, pośpieszysz się?
- Oczywiście. - Annabelle skinęła głową i wstała odkładając gazetę na bok. Z blatu wzięła klucze, założyła buty, a na ramiona zarzuciła płaszcz. - Kochanie, dzisiaj jest 31 grudnia, nie powinno się pracować w ten dzień. - Wyjaśniła z uśmiechem na twarzy. Lena zarzuciła płaszcz i wyszła z matką. Kobieta zamknęła dom i otworzyła samochód. Obydwie wsiadły i po chwili były już w drodze. Dziewczynę zdziwiło to, że jej rodziciela w ogóle wie gdzie jechać.
- W takim razie gdzie, do cholery, jest tata? - Zapytała ze łzami w oczach. Przez moment patrzyła przed siebie, ale szybko odwróciła wzrok spoglądając w szybę. Nie chciała, żeby matka widziała, że jest tak słaba.
- Nie zaczynaj znowu, dobrze? Tysiące razy o tym rozmawialiśmy. Musi pracować, zrozum! Taki jest jego, jak i mój zawód, dziecko! - Annebelle zmieniła ton na niemiły i zaczęła krzyczeć. - Myślisz, że nie chcę spędzać z Tobą więcej czasu, do cholery? Chcę, bardzo chcę, ale co z tego, skoro Ty tego nie widzisz? - Zapytała patrząc to na Lenę, to na drogę. - Bardzo kocham Cię, córeczko. - Dodała ciszej. Lena wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- To Ty chyba nie wiesz co to jest miłość. Bo osoby, które się kochają mówią sobie wszystko, spędzają ze sobą jak najwięcej czasu, śmieją się razem, wygłupiają, kłócą o błahostki! - Lena podniosła głos i spojrzała na matkę. - Nigdy mnie nie kochałaś. - Dziewczyna prychnęła. Cieszyła się chociaż z tego, że już dojechały na miejsce. Annabelle zaparkowała samochód i zgasiła silnik.
- Słucham?! Co Ty mówisz, dziewczyno?! Czy Ty siebie słyszysz? - Kobieta wybuchła potokiem słów. - Oszalałaś?! Gdybym Cię nie kochała mogłabym Cię oddać nie wiadomo gdzie, ale tego nie zrobiłam i się ciesz. - Wykrzyknęła Lenie wszystko patrząc jej w oczy. Rodziecielka dziewczyny odpaliła samochód. - Miłej zabawy. - Dodała, uśmiechając się nieszczerze. Brunetka popatrzyła na matkę marszcząc czoło i wyszła trzaskając drzwami.
- Nie wierzę... - Wyszeptała sama do siebie i gdy Annabelle już odjechała, przykucnęła i ukryła twarz w dłoniach. - Nie wierzę, że ona jest moją matką! - Powiedziała głośniej patrząc w niebo. - Nie wierzę, że to właśnie ona mnie urodziła. - Zaczął padać deszcz, Lena zaczęła płakać, ale nie było wiadomo, czy po jej policzkach spływają łzy, czy krople wody. - Nie chcę być jej córką... - Dodała opadając na kolana. - Chcę zostać sama! - Wykrzyknęła. - Zabierz ją stąd, niech ona umrze! - Spojrzała w niebo i pociągnęła nosem. - Niech zgnije w piekle. - Powiedziała niedosłyszalnie. Lena wytarła dłońmi twarz i włosy odgarnęła do tyłu. Podniosła się z mokrego chodnika i spojrzała przed siebie. Przed nią stał Harry, ze zdezorientowaną miną. - Nie... - Wyszeptała i odwróciła wzrok.
- Boże! Lena, co Ty wygadujesz? - Zapytał unosząc brwi, też był cały mokry, a parasol leżał obok niego na trawie. Loki teraz opadły mu na czoło i lekko się wyprostowały. - Chodź do mnie... - Szepnął i podszedł do dziewczyny, a ta rozpłakała się na nowo i rzuciła się na Stylesa. On objął delikatnie jej ciało i głaskał po mokrych włosach.
- Nie wiesz jaka ona jest... - Szepnęła i oparła głowę na ramionu chłopaka. - Jacy oni są... Tylko praca się liczy. Ja dla nich nie istnieje. Życie z nimi to piekło. - Wyjaśniła szybko, a kędzierzawy mocniej przycisnął ją do swojego oziębłego ciała. Lena cała drżała, trochę z zimna, trochę z przeporażenia i trochę z miłości.
- Cicho. Już jej tutaj nie ma, jestem tylko ja. - Szepnął całując ją w czubek głowy. - Jesteś ze mną bezpieczna! - Powiedział już pewniej i głośniej. - Zawsze. - Dodał. Odsunął ją od siebie i wytarł jej makijaż, który wręcz spływał po bladej twarzy. - Chodźmy... - Powiedział, łamiąc druty parasola. - Powiemy, że napisałaś do mnie, żebym po Ciebie wyszedł, bo zaczął padać deszcz. Zrobiłem tak, ale parasol się zepsuł i dlatego wyglądamy jak wyglądamy. - Złapał Lenę za ramiona i wszystko dokładnie wyjaśnił. - Rozumiesz? - Dziewczyna skinęła głową i poszła przodem wycierając mokrą od łez i strug deszczu twarz.

00.00 - Północ. Fajerwerki, alkohol, zabawa. Wszyscy bawili się świetnie. Oprócz Leny i Harry'ego. Ona stała na uboczu, on wśród znajomych, ale było widać, że to co stało się przed imprezą nie daje mu spokoju.

Było już grubo po północy, a Lena teraz siedziała w towarzystwie swoich przyjaciół. Miała na sobie koszulkę Harry'ego i spodnie Grace, bo ta kiedyś zostawiła je u Zayn'a. Wszyscy siedzieli w kółku, grając w butelkę, a kiedy butelka wskazała dwie osoby, te miały iść na siedem minut do szafy. Razem. Lena siedziała cicho, była przygnębiona, po tym co wydarzyło się przed imprezą, z resztą tak jak Harry. Dziwne było to, że pozwolili im dzisiaj pić. Chociaż to ucieszyło Lenę, Stylesa, oraz Vicky. Każdy był już dobrze wstawiony, tylko Liam zachowywał pozory trzeźwego. Gdy już Louis i jedna z dziewczyn, której Lena nie znała imienia opuścili szafę, dziewczyna zakręciła butelką. Pierwszą osobą, na którą wypadło był Hazza. Nie był zbyt pocieszony, ale wszedł do szafy i cierpliwie czekał na partnerkę. Tym razem zakręcił Tomlinson i na nieszczęście Leny butelka wskazała na Olivię. Blondynka uśmiechnęła się triumfalnie i poszła w kierunku szafy.
- Możecie wyłączyć stoper! My z tej szafy nie wyjdziemy tak wcześnie. - Zapowiedziała i weszła do szafy, Lena prychnęła na to pod nosem. Liam, który koło niej siedział pogłaskał ją po plecach. Jemu też bardzo zaufała.
Uśmiechnęła się niezuważalnie, podniosła się z miejsca i poszła do kuchni, gdzie jakaś para się namiętnie całowała i obmacywała nawzajem. Szatynka wywróciła oczami, otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej kolejne piwo. Otworzyła je jakimś otwieraczem, który znalazła na podłodze i wyszła na taras. Było chłodno, ale to wcale jej nie przeszkadzało. W dwie minuty wypiła całą zawartość butelki i odstawiła ją gdzieś na bok. Postanowiła wrócić do środka. Bujnym krokiem szła w kierunku salonu, a gdy już tam weszła Louis i Zayn otwierali drzwiczki szafy. Lena wiedziała, że Hazza nie zbliży się do tej dziewczyny. W środku blondynka klęczała na kolanach i próbowała pocałować chłopaka. Jednak ten probował ją odpychać. Szatynka szerzej otworzyła oczy i przyglądała się całemu zajściu ze łzami w oczach. Blondynka się roześmiała, po czym opuściła szafę, a następnie pokój, kierując się do łazienki. Harold również wyszedł, stanął jak wryty i uśmiechnął się niewinnie. Wszyscy patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie tak miała wyglądać ta zabawa. Wewnątrz szafy nie miało się nic wydarzyć.
- Koniec gry. To nie tak miało wyglądać, ale jak zwykle ktoś musiał to zepsuć. - Victoria wstała, odwróciła się na pięcie i podeszła do Leny obejmując ją ramieniem. Grace również do nich podbiegła i wzięły Lenę, kierując się do pokoju Malika.
Tam Hastings już nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Jej przyjaciółki nie wiedziały co zrobić. Martwiły się o przyjaciółkę.
- Lena, nie martw się. Wiesz jaki jest Harry. - Zaczęła Vicky, ale na marne, szatynka w ogóle jej nie słuchała. Pogrążyła się we własnych myślach, dziewczyna szybkim ruchem rzuciła się na łóżko i zatopiła głowę w poduszce. - Ale on tam nic na pewno nie zrobił! - Przyjaciółki usiadły obok niej. Chciały dać jej jakieś ciepło i wsparcie.
- Chcę spać. - Szepnęła. Grace i Victoria skinęły głowami, podniosły się z materaca i ruszyły w kierunku drzwi.
- Jasne, śpij skarbie. Ja potem do Ciebie przyjdę, a Zayn prześpi się na kanapie. - Powiedziała zatroskanym głosem blondynka i okryła ją kołdrą. Po chwili usłyszała, że dziewczyny zostawiają ją samą. Chwile jeszcze popłakała i pogrążyła się w upragnionym śnie.

Kiedy Lena się obudziła ziewnęła przeciągle i spostrzaegła, że nie jest u siebie w domu. Zauważyła oliwkowe ściany i kasztanowe meble. Była u chłopaków, a dokładnie w pokoju Zayn'a. Przez chwilę przestraszyła się, że coś zrobiła, ale obok siebie zobaczyła uśmiechniętą Grace, a na podłodze leżał rozczochrany Malik. Uśmiechnęła się sama do siebie, ale gdy przypomniała sobie co wczoraj się stało, zbladła. Postanowiła niezauważalnie opuścić pokój, w którym znajdowali się zakochani. Dłonią przeczesała włosy i pomału zeszła po schodach. Kac dawał o sobie znać. Weszła do salonu i nie zauważyła nikogo obcego, a to akurat ją cieszyło. Wszyscy już opuścili dom, zapewne oprócz domowników, Grace, Victorii, oraz samej Leny. Teraz skierowała się do kuchni po wodę mineralną, a tam na krześle tyłem do niej siedział Harry Styles. Jednak to nie ucieszyło szatynki. Nabrała głęboko w płuca powietrza i podeszła do niego uśmiechając się sztucznie.
- Cześć, Harry. - Powiedziała idąc w Jego stronę, na co ten odwrócił się do niej twarzą i uśmiechnął się lekko. - Wyspałeś się? - Zapytała już śmielej.
- Witaj, Leno. - Odpowiedział cichym, zachrypniętym głosem, który Lena kochała. Usiadła na przeciwko chłopaka i wzięła od niego butelkę wody niegazowanej, ale ten wcale się nie sprzeciwiał. - Nie. - Ogłosił załamany.
- To dlaczego już wstałeś? Kac? - Lena się zaśmiała, spuszczając wzrok. Trudno było jej rozmawiać z Hazzą, po tym co stało się wczoraj. - Przecież bawiłeś się dobrze. - Prychnęła, uśmiechając się sztucznie.
- Słucham? Przecież do niczego nie doszło. Myślałem, że chociaż Ty mi uwierzysz. - Szepnął Styles. Lena opuściła głowę i spojrzała na swoje dłonie, które opierała na blacie stołu. - Powiedź, że wierzysz, Lena. - Dodał głośniej.
- Przykro mi. - Szatynka uśmiechnęła się współczująco, oddała butelkę chłopakowi i skierowała się do łazienki. Hazza pomachał głową z niedowierzaniem. - Nie bądź taki zaskoczony, Harry, wszyscy dobrze Cię znamy. - Dodała głośniej. Szatyn zerwał się od stołu i złapał Lenę za nadgarstek, przyjaciągając ją do swojego rozgrzanego ciała. Dziewczyna zbladła. Patrzyła w Jego ślicznie wycięte usta i nie mogła powstrzymać się, żeby Go nie pocałować.
- Pociągam Cię, prawda Lena? - Zapytał z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Lena skrzyżowała palce za plecami i prychnęła.
- Marzysz, Styles. - Powiedziała dumnie, spróbowała się odwrócić i odejść, ale chłopak jej na to nie pozwolił. Po jej ciele przeszły ciarki. Teraz byli tak blisko, że stykali się ciałami i czuli na sobie swoje oddechy.
- A teraz? - Szepnął i uśmiechnął się szarmancko. Lena uległa i spojrzała w Jego śliczne oczy, uśmiechając się przy tym niezauważalnie. - Chcesz, żebym Cię pocałował? - Zapytał szeptem. Dziewczyna skinęła głową, na znak, że tak. Styles ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął jej usta swoimi. Lena objęła Go w pasie. - Wierzysz mi? - Zapytał spoglądając jej w oczy.
- Ja... Chyba tak... - Wyjąkała. - Tak, wierzę... - Dodała pewniej. Styles się uśmiechnął i wypuścił Lenę ze swojego uścisku. Hastings stała tak jeszcze chwilę, ale po kilku sekundach odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. Sama nie wierzyła w to co pozwoliła zrobić Harry'emu. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak strasznie zmanipulować.

Leżała na łóżku, patrząc w bladoróżowy sufit. Męczyło ją to co zrobiła dzisiaj z Harry'm. Nie tak powinien wyglądać Ich pierwszy pocałunek, chociaż cieszyło ją to, że ją pocałował, bo być może ona nigdy nie powie mu co do niego czuje. Lena dobrze wiedziała, że Styles ją wyśmieje, albo co gorsza obróci to w żart i będzie tak jak jest. Tego nie chciała. Wolała, żeby się od niej odwrócił i nigdy nie odezwał, niż ją zignorował.
A co miała zrobić z matką? Powiedziała jej to co chciała od kilku lat. W końcu nie wytrzymała i wybuchła. Jak wulkan. Źle zrobiła, wykrzykując Annabelle co o niej myśli. Powinny spokojnie porozmawiać. Z jednej strony cieszyła się, że wszystko z siebie wyrzuciła, bo teraz nie jest jej aż tak ciężko, ale z drugiej... Bolało ją to, że tak bardzo zraniła osobę, która pomimo wszystko wychowała ją na dobrego człowieka. A może jej matka w ogóle nie przejęła się tym co usłyszała? Lena nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Był jeszcze jeden problem. Wszystko co mówiła do Boga, że nie chce takiej matki, chce żeby ją zabrał i żeby spaliła się w piekle, wszystko to słyszał Harry. Ten sam Harry, którego Lena się tak obawiała, że znajdzie sobie inną. Bardziej pewną siebie dziewczynę, która nie będzie taka inna. Nie w pozytywnym sensie inna. Niestety w negatywnym. I to właśnie to bolało ją najbardziej. Styles był tym wszystkim strasznie zaskoczony. Z tego co Lena wiedziała, to ten miał problemy rodzinne. Jego rodzice się rozwiedli, ale z Jego miny wywnioskowała, że to co usłyszał było dla niego za dużo. Była głupia, że wykrzyczała to wszystko przed domem chłopaków z One Direction. Ha! Była głupia, bo to wykrzyczała. Te słowa nie powinny wyjść z jej usta. Wiedziała, że przesadziła, ale co teraz miała zrobić?
Usłyszała dzwonek telefonu. Podniosła się z łóżka i do ręki złapała telefon, spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił nieznany numer, ale odebrała i przyłożyła urządzenie do ucha.
- Słucham? - Powiedziała obojętnym tonem.
- Witam. Z tej strony komendant Jared Floyd. Czy rozmawiam z Leną Hastings? - Zapytał uprzejmym tonem.
- Ta... Tak... - Wyjąkała i szerzej otworzyła oczy, po czym  głośno przęłknęła ślinę. - Co się stało?
- Pański ojciec nie odbierał telefonu, więc dzwonię do Pani. Annabelle Hastings, czyli Pańska matka miała wypadek. Jest ciężko ranna i znajduje się teraz w szpitalu. Czy mogłabyś przyjechać? - Mężczyzna wszystko jej wyjaśnił, ale ją zamurowało. - Wszystko w porządku? - Zapytał po chwili.
- Eee... Chyba tak... Gdzie dokładnie? - Wyjąkała po chwili.
Jej prośby się spełniły. Teraz tego żałowała. To ona chciała być na miejscu matki. Po jej policzkach popłynęły łzy. Zerwała się z łóżka i pojechała pod adres wskazany przez komendanta.

***

NO OKEJ, DRUGI ROZDZIAŁ ZA NAMI. :)
MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ SPODOBA...
JAK NA MÓJ GUST TAKI ŚREDNI, NO ALE W NASTĘPNYM BĘDZIE CIEKAWIEJ :*
CZEKAM NA WASZĄ OPINIĘ, DO NASTĘPNEGO! :3