sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział czwarty.


ROZDZIAŁ CZWARTY :

Nachyliła się nad twarzą matki,a następnie lekko musnęła jej policzek. Odeszła od łóżka i skierowała się w kierunku drzwi, które prowadziły na korytarz, gdzie czekał Harry i Liam. Wyszła na zewnątrz i zamknęła za sobą drzwi.
- I jak? - Zapytał Liam, szybko wstając z krzesła szpitalnego. Lena wzruszyła ramionami i spuściła głowę, żeby nikt nie zauważył, że jej oczy się zaszkliły.
- Lekarze mówią, że lepiej, ale co z tego? Ona wciąż się nie obudziła. Skoro już jest dobrze, to dlaczego ona wciąż jest w tej cholernej śpiączce? - Zapytała ze złością w głosie. Payne wypuścił powietrze z płuc i uścisnął szatynkę. - Gdzie Harry? - Szepnęła po chwili, z obawą, że Styles sobie poszedł.
- Poszedł po kawę i coś do jedzenia. - Odpowiedział szybko. - Chcesz już jechać, czy jeszcze zostaniemy? - Zapytał, uwalniając Lenę z uścisku, lecz wciąż trzymał ją za ramiona i spojrzał na jej bladą twarz.
- Chciałabym jeszcze zostać, ale Wy możecie jechać, jeśli chcecie. - Wyjaśniła. - Nie musicie mnie pilnować, dam sobie radę. - Dodała po chwili.
- No właśnie... Bo umówiłem się z Danielle i nie chcę żeby nie wypaliło, ale może Harry zostanie. - Powiedział spuszczając wzrok.
- Rozumiem. - Dziewczyna skinęła głową. - Tylko pozdrów Peazer i powiedz, żeby do mnie zadzwoniła. Dawno nigdzie razem nie byłyśmy. - Lena wzruszyła ramionami i po raz pierwszy od dzisiejszego pobytu w szpitalu się uśmiechnęła, co Liam odwzajemnił. - Wiesz, że jesteś niesamowity? - Zapytała po chwili. Chłopak jedynie zmarszczył brwi.
- Słucham? Chyba nie rozumiem... - Payne wzruszył ramionami, marszcząc przy tym czoło.
- No tak. Jesteś najwspanialszym przyjacielem jakiego mogłabym tylko zapragnąć. - Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym przeczesała włosy palcami.
- Nie sądze. Wnioskując po tym co mówisz, Twoje wymagania są bardzo niskie. - Lena już otworzyła, ale szatyn ruchem ręki ją uciszył i kontynuował. - Byliśmy tak blisko, a Ty nie potrafiłaś powiedzieć mi nawet tego, że Twoi rodzice Cię nie kochając. - Powiedział przez zaciśnięte zęby. Dziewczyna ze zdziwienia otworzyła usta. - Myślałem, że mi ufasz, ale chyba się myliłem. Mówiłaś mi tylko to... Te błahostki, a teraz mówisz, że jestem niesamowity. Świetnie... - Hastings zaszkliły się oczy. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, po czym szybko je zamknęła. Spojrzała szatynowi w oczy.
- Nawet? - Zapytała po chwili, unosząc brwi. - Dla Ciebie to nawet, bo Twoi rodzice zajmowali się Tobą, poświęcali Tobie swój czas i Cię kochali, ale dla mnie to cholernie dużo! - Krzyknęła. - Mnie też rodzice kochają, ale potrafią tego pokazywać! - Wrzasnęła i dopiero teraz zobaczyła, że za Liam'em stoi Harry ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Wzruszyła ramionami i uciekła przed tym co powiedział jej przyjaciel. Za sobą słyszała tylko krzyki Harry'ego, który najprawdopodobniej próbował dotrzeć teraz do Liam'a i uświadomić mu to co właśnie powiedział do najkruchszej osoby, jaką tylko znali.

Siedziała teraz w swojej sypialni, w której było strasznie cicho, bo nawet Harold został u chłopaków. Nie martwiła się o niego, bo wiedziała, że tam ma dobrą opiekę. Tępo wpatrywała się w jeden punkt, mianowicie zdjęcie Liam'a. Na tablicy korkowej miała ich mnówsto. Grace, Vicky, Danielle, Eleanor i chłopaków. Jednak swoją uwagę skupiła na tym jednym, Liam'a. Byli wtedy nad Tamizą, sami. Stało się coś dziwnego. Payne ją pocałował, ale nikt o tym nie wiedział. Sama Lena o tym nie pamiętała, do dzisiaj. Przyjaciel poprosił ją żeby o tym zapomniała i nikomu nie mówiła, bo to tylko nic nie znaczący pocałunek. Tyle z nim przeszła, a On... Uniosła rękę, w której znajdowała się butelka Jack'a Daniels'a i przyłożyła ją do ust, opróżniając ją do końca. Skąd ją miała? Już wiele razy kradła alkohol rodzicom, w tajemnicy przed wszystkimi. Jej twarz wykrzywiła się, po czym Lena odstawiła butelkę na stolik nocny. Ułożyła się na łóżku i chciała zasnąć, chyba już na zawsze.
Jej odpoczynek długo nie potrwał, ponieważ drzwi do jej pokoju się uchyliły. Jasna cholera! Przecież ona była całkowice zalana, koło niej leżała butelka alkoholu. Na pewno ojciec przypomniał sobie, że ma dom. Uchyliła jedno oko i spojrzała na drzwi. Pudło - to nie ojciec. W drzwiach stał Harry, z zatroskanym wyrazem twarzy. Lena się uśmiechnęła, podniosła się do pozycji siedzącej, szybko wstała z łóżka, po czym podbiegła do zmartwionego Stylesa, rzucajac mu się w ramiona. Schowała swoją twarz w zagłębieniu szyi kędzierzawego, chłopak odwzajemnił jej uśmiech. Podniósł Lenę, więc ona oplotła nogi wokół Jego bioder.
- Widzę, że się spóźniłem... - Szepnął przerażony Harry. Oderwał delikatnie twarz Hastings od Jego szyi i spojrzał jej w oczy, na co ona się lekko uśmiechnęła. Chłopak musnął jej usta swoimi.
- Nic mi nie jest. - Lena wzruszyła ramionami. Styles usiadł na łóżku, nie odrywając ciała dziewczyny od swojego. Zaczął delikatnie całować jej szyję, zostawiając tam małe, czerwone ślady. Szatynka odruchowo odchyliła głowę do tyłu, dając Harry'emu więcej przestrzeni. - Dlaczego On to powiedział? Myślisz, że tak myśli? - Zapytała cicho, przy okazji rozkoszując się pieszczotami loczka.
- Był zdenerwowany całą sytuacją. Szpital Go przeraża, sam spędził w nim połowe swojego życia, musisz zrozumieć. - Powiedział między pocałunkami. Lena skinęła głową. Po kilku sekundach Harry ujął twarz szatynki w swoje ręce. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, po czym chłopak zaczął namiętnie całować jej różowe usta, na zmianę z zarumienionymi policzkami.
- Jestem głodna. - Powiedziała po chwili, z grymasem na twarzy. Styles oderwał usta od jej twarzy i spojrzał na nią zdezorientowany. Lena skinęła głową, na znak, że mówi prawdę. Chłopak zmarszczył brwi. - Naprawdę... - Szepnęła rozbawiona i szybko spuściła wzrok.
- Dobra, chodź... - Zaśmiał się, szatynka zsunęła się z Jego kolan, zaczękała aż Harry wstanie, podała mu rękę i pociągnęła do kuchni. - Mam nadzieję, że masz coś w lodówce. - Mruknął, z wielkim uśmiechem na twarzy.

Siedzieli w swoich objęciach w ciszy. Lena traktowała obecność Harry'ego jak coś magicznego. Spojrzała mu w oczy, On patrzył w sufit, ale kiedy zorientował się, że Hastings mu się przygląda, również na nią spojrzał i się uśmiechnął, co szatynka odwzajemniła. Nagle spuściła wzrok.
- Liczy się takie życie, w którym jest miejsce na cierpienie i na radość. - Szepnął Harry, całując dziewczynę w czubek głowy, nagle uniosła głowę, zmarszczyła brwi i spojrzała na Stylesa ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
- Nie rozumiem... - Powiedziała to tak cicho jak On. Dlaczego to powiedział? Był cholernie trudny do odgadnięcia, próbowała wyczytać coś z Jego twarzy i oczu. Cokolwiek, ale On wszystkie emocje nagle gdzieś schował. Chyba zrozumiała... Chciał powiedzieć, że pomimo smutku i szczęścia człowiek powienien cieszyć się, że dostał coś takiego jak życie. Lena zaśmiała się kpiąco. - To nie sztuka kochać człowieka w nieszczęściu. Dopiero w szarym codziennym życiu miłość wystawiona jest na prawdziwą próbę. - Powiedziała już głośniej i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko jakiś grymas. Wciąż patrzyli sobie w oczy, ale kędzierzawy nic nie mówił. - Całe moje życie jest czekaniem na osobę, za którą obsesyjnie tęsknię, znoszeniem tygodni dzielących mnie od następnego piętnastominutowego spotkania. * - Styles przęłknął ślinę, a Jego jabłko Adama podskoczyło. - Czasem obracam się i czuję w powietrzu Twój zapach i nie mogę, kurwa, nie mogę nie wyrazić tego potwornego kurewsko koszmarnego fizycznego bólu, kurewskiej tęsknoty za tobą. * -Powiedziała przez zaciśnięte zęby, a Harry dopiero po chwili zastanowienia zaczął mówić.
- Chcę bawić się z Tobą w chowanego i pożyczać Ci moje ubrania i mówić Ci, że podobają mi się Twoje buty i siedzieć na schodach kiedy się kąpiesz i masować ci kark i całować Ci stopy i trzymać się z Tobą za ręce i wychodzić na kolacje i pozwalać Ci jeść ze swojego talerza i spotykać się z tobą w knajpce Nandos i rozmawiać jak minął Ci dzień i przenosić Twoje pudełka i śmiać się z Twoich obsesji. - Lena już otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale Styles przyłożył palec do jej ust, a drugą ręką zaczął gładzić jej zarumieniony policzek. - I dawać Ci płyty, których nie będziesz słuchać i oglądać dobre filmy i oglądać złe filmy i narzekać na programy radiowe i robić Ci zdjęcia kiedy śpisz i przynosić Ci do łóżka kawę z ciasteczkami i pić kakao o północy i pozwalać Ci kraść moje papierosy i nie znajdować zapałek i opowiadać Ci o programach w telewizji, które widziałem poprzedniej nocy i brać Cię do okulisty i nie śmiać się z Twoich dowcipów i pragnąć Cię rano, ale nie budzić Cię jeszcze i całować Twoje plecy i gładzić Twoją skórę i mówić Ci jak bardzo kocham Twoje włosy, Twoje oczy, Twoje usta, Twoją szyję i siedzieć na schodach paląc papierosy, aż Twoi sąsiedzi wrócą do domu i siedzieć na schodach paląc papierosy, aż Ty wrócisz do domu i smucić się kiedy wracasz późno i dziwić się kiedy wracasz wcześnie i dawać Ci słoneczniki i chodzić na Twoje imprezy i tańczyć do upadłego i przepraszać kiedy robię źle i cieszyć się kiedy mi wybaczasz i oglądać Twoje zdjęcia i żałować, że nie znałem Cię wcześniej i słuchać jak mówisz mi do ucha i czuć Twoją skórę na mojej i bać się kiedy się złościsz i jedno Twoje oko robi się czerwone, a drugie niebieskie i włosy spływają na lewą stronę, a twarz jest tak orientalna i mówić Ci jaka jesteś wspaniała i obejmować Cię kiedy jesteś smutna i przytulać Cię kiedy tego nie chcesz i skamleć kiedy mam na Ciebie ochotę i skamleć kiedy jej nie mam i okrywać Cię w nocy i marznąć kiedy zabierasz cały koc i umierać z gorąca kiedy go nie zabierasz i czuć ciepło kiedy się uśmiechasz i rozpuszczać się z gorąca kiedy się śmiejesz i nie rozumieć dlaczego myślisz że cię odrzucam, jeśli Cię nie odrzucam, oburzać się jak możesz myśleć że Cię odrzucam i zastanawiać się kim naprawdę jesteś ale i tak Cię akceptować i opowiadać Ci o leśnym duszku, który przepłynął przez ocean ponieważ Cię kochał i pisać dla Ciebie wiersze i zastanawiać się dlaczego mi nie wierzysz i kochać Cię tak bardzo że nie można tego wyrazić słowami i kupić ci drugiego kotka, o którego będę zazdrosny, ponieważ poświęcasz mu więcej uwagi niż mi i zatrzymywać Cię w łóżku kiedy musisz już iść i płakać jak dziecko kiedy już pójdziesz i kupować Ci prezenty, których nie lubisz i zabierać je z powrotem i prosić Cię o rękę chociaż i tak powiesz nie, bo chociaż myślisz że nie mówię tego na poważnie to zawsze mówię to na poważnie i chodzić po mieście myśląc jakie jest puste bez Ciebie i chcieć tego samego czego Ty chcesz i myśleć że przestaję być sobą, ale wiedzieć, że przy Tobie nic mi nie grozi i opowiadać i o tym co we mnie najgorsze, próbować Ci dawać to co we mnie najlepsze, ponieważ nie zasługujesz na nic gorszego i odpowiadać na Twoje pytania kiedy wolałbym tego nie robić i mówić Ci prawdę kiedy akurat tego nie chcę i próbować być szczerym, bo wiem że Ty tak wolisz i myśleć, że wszystko już skończone, ale pozostawać jeszcze tylko przez dziesięć minut zanim wyrzucisz mnie ze swojego życia i zapominać kim jestem i próbować zbliżyć się do Ciebie, bo poznawanie ciebie jest wspaniałe i warte wysiłku i mówić do ciebie fatalnie po niemiecku i jeszcze gorzej po hebrajsku i kochać się z Tobą o trzeciej nad ranem i jakoś... Jakoś... Jakoś przekazać Ci część nieprzepartej, niegasnącej, przygniatającej, bezwarunkowej, przytłaczającej, wzbogacającej, rozwijającej, nieprzemijającej, nieskończonej miłości do Ciebie. *
- Jest mi smutno. Przyszłość jest beznadziejna i nic tego nie zmieni. Jestem znudzona i zniechęcona wszystkim. Jestem nieudolna, wszystko robię źle. Jestem winna, spotyka mnie kara. Pragnę odebrać sobie życie. O czwartej trzydzieści, gdy odwiedzi mnie desperacja powieszę się wsłuchana w oddech Osoby, którą kocham. * - Powiedziała przez łzy. - Zostaniesz od czwartej trzydzieści jeden, prawda? - Zapytała szeptem i zaczęła płakać. Zatopiła twarz w torsie Harry'ego. Chłopak na słowa Hastings się roześmiał.
- Skarbie, obiecaj mi, że nigdy nie zostawisz mnie samego, dobrze? - Lena uniosła głowę i zmarszczyła czoło. - Przysięgnij. - Dodał głośniej.
- Przysięgam, do cholery. Nigdy nie zostawię Cię samego, chociaż byś mnie skrzywdził, nigdy nie odeszłabym od takiego dupka. - Powiedziała szeptem. Styles wybuchł śmiechem i delikatnie zaczął muskać usta dziewczyny. Co kilka sekund pogłębiali pocałunek. Szatynka usiadła okrakiem na loczku. Po kilku sekundach koszulka kędzierzawego leżała już na drugiej stronie pokoju.
- Kocham Cię, Lena. - Delikatnym ruchem oderwał od siebie dziewczynę i uśmiechnął się niezauważalnie. - Nie możemy, na to będzie jeszcze czas, wiesz? Nie chcę Cię tym zranić, ale powinniśmy jeszcze zaczekać. - Szepnął. Hastings spuściła wzrok na nagi tors chłopaka i zaczęła opuszkami palców błądzić po Jego ciele.
- Czyli nie chcesz? - Zapytała zrezygnowana.
- Jesteś pijana, zaczekajmy z tym. - Lena wywróciła oczami. - No już, nie gniewaj się, kochanie. - Powiedział i przyciągnął ją do siebie, całując w czoło.
- Wszystko dobrze, mamy czas. - Powtórzyła po loczku, na co ten uśmiechnął się sam do siebie. Błądziła dłońmi po nagim ramieniu chłopaka, na co Styles co chwilę się śmiał. On gładził jej kark. - Mówiłeś, że chcesz gładzić mój kark... - Szapnęła i zaśmiała się wesoło. Kędzierzawy uniósł jedną brew ku górze. Lena uniosła głowę i spojrzała na Niego. - Przed chwilą, głupku. - Wyjaśniła, na co obydwoje wybuchli śmiechem.
- Oh, no tak. - Szepnął i szybko musnął jej usta. - Mam zamiar wypełnić każde zadanie z tej listy, wiesz? - Zapytał marszcząc czoło.
- Teraz już wiem. - Zaśmiała się i odwzajemniła mały pocałunek. - I mam nadzieję, że tak będzie. Nie możesz mnie zawieść. - Pokazała mu język, a On go leciutko przygryzł. - Co Ty robisz?! - Krzyknęła, gdy chłopak puścił, a ona wyprostowała się jak struna.
- Podobało Ci się. - Skomentował i pogładził jej plecy. Lena się zarumnieniła i znowu ukryła twarz w szyi Harry'ego. - No przyznaj to! - Krzyknął i objął ją mocno.
- To był zajebiste i podniecające. - Powiedziała cicho, nie odrywajac głowy od ciała chłopaka, na co On wybuchł śmiechem. Chwilę leżeli spokojnie, ale Hastings opuszkami zaczęła rysować na szyi Stylesa serduszka, kułeczka i różne bazgroły. Chłopak na to zamruczał, a szatynka się wyprostowała i spojrzała w oczy Harry'ego. Teraz mogła wyczytać wszystko z Jego zielonych kryszatłków. Widziała szczęście i dużo, dużo miłości, której nigdy wcześniej nie zauważyła.

Gdy Harry się przebudził, wciąż był u Leny. Leżała obok niego, wtulona w Jego nagi tors. Uśmiechnął się pod nosem i pocałował dziewczynę w czubek głowy, ale nie zareagowała, więc musiała spać. Z trudem wyciągnął z kieszeni telefon. trzynaście nieodebranych połączeń od Louis'a, siedem od Niall'a, cztery od Zayn' i ani jednego od Liam'a. Styles westchnął. '' Nie martwcie się, jestem u Leny. '' - Wystukał i wysłał do Tomlinsona, spojrzał jeszcze na godzinę. Była 2.39, więc spali tak już kilka godzin. Kędzierzawy uśmiechnął się ponownie, a Lena przewróciła się na drugi bok, tym samym odwracając się plecami do Niego. Objął ją delikatnie i pogrążył się w śnie.


* CYTATY Z KSIĄŻKI SARAH KANE. ( TUTAJ TE SŁOWA SĄ BOHATERÓW )

***

RAMTAMTAM, TAK WIĘC MAMY CZWARTY ROZDZIAŁ I...
WAKACJE! <3 CIESZYCIE SIĘ?! TAK, WIEM... GŁUPIE PYTANIE :D
NAWET LUBIĘ TEN ROZDZIAŁ, UROCZY. 
ALE... NIE MAM ANI SŁOWA PIĄTEGO. WYROBIE SIĘ MOŻE! :)

sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział trzeci.


ROZDZIAŁ TRZECI :

Siedziała w szpitalnym korytarzu z kubkiem wody w dłoni. Po jej policzkach wciąż spływały słone łzy. Oczy miała całe podpuchnięte. Ciągle dzwonił jej telefon, ale wciąż odrzucała połączenia. Dzwoniła albo Grace, albo Victoria, czasami Harry i chłopcy. Napisała tylko sms'a do Stylesa. Nie chciała tutaj nikogo oprócz niego. W treści wystukała coś typu : '' Harry, potrzebuję Cię. Przyjedź do szpitala. Błagam, tylko nikomu nie mów. Nie teraz. '' Szybko dostała odpowiedź, ten zapytał do którego szpitala. Lena napisała gdzie ma przyjechać. Nic więcej.
Styles był po kilku minutach. Prędko odnalazł Lenę i podbiegł do niej, obejmując ją mocno, ona jednak nie odwzajemniła uścisku, ale musiała przyznać przed sobą, że w Jego silnych ramionach czuła się najbezpieczniej.
- Co się stało? - Zapytał po chwili, szczerze zmartwionym głosem. Szatynka przymknęła oczy i milczała. - Lena? - Ujął jej mokrą od łez twarz w dłonie i spojrzał na załzawione powieki. Dzisiaj nie czuła do niego takiego pociągu. Cholernie martwiła się o matkę.
- Mama... Bo... Bo, ona jest w szpitalu. - Wyjąkała przez łzy. Hazza szerzej otworzył oczy i jeszcze mocniej przytulił dziewczynę. - To... To moja wina. - Szepnęła. - Co ja zrobiłam?
- To nie Twoja wina. To był wypadek. Cichutko. - Styles próbował ją uspokoić i wmówić, że to wcale nie jej wina, chociaż zapewne sam w to nie wierzył. Szatyn usiadł obok niej i lekko ją objął, dodając jej tym samym otuchy. Lena się trochę opanowała i wtuliła w ciało kędzierzawego.

- Może pani wejść do sali. Stan jest stabilny, będzie dobrze. - Usłyszała nad sobą, ale wcale nie miała ochoty odchodzić od Harry'ego.
- Lena? Słyszysz? Możesz wejść do mamy. - Szepnął Styles, lekko szturchając ją w ramię. Szatynka wstała i wolnym krokiem weszła do sali, w której leżała Annabelle.
Gdy zobaczyła matkę, miała ochotę wyjść z sali. Była przypięta do tylu urządzeń. Do twarzy miała przyczepioną maskę, czyli nie mogła samodzielnie oddychać. Twarz i dłonie miała podrapane. Jedna noga w gipsie. Głowa owinięta bandażem. Na szyi usztywniacz. Lena była przerażona. Szybko podbiegła do nieprzytomniej matki i ujęła ciepłą dłoń Annabelle, w swoje. Na nowo zaczęła płakać.
- Mamo, ja Cię kocham i Ty mnie też, ja to wiem. Wyjdziesz z tego, zobaczysz. Obiecuję Ci, że będe lepszą córką, ale obudź się. - Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy. - Tata niestety nie może tutaj być, ale sama mówiłaś, taka jest Wasza praca. Ja już to zrozumiałam, wiesz? - Zapytała, chociaż wiedziała, że nie usłyszy odpowiedzi. - Poprawić Ci poduszkę? Hm, może jednak nic nie będę ruszała, bo nie chcę, żeby Cię zabolało. Wiesz co? Powiem Ci taką jedną tajemnicę. Zakochałam się. - Szepnęła przez łzy. - W Harry'm Stylesie. Jest cudowny, chociaż nie jesteśmy razem to bardzo Go kocham. Jest taki troskliwy i buntowniczy. Jest dla mnie idealny, poważnie. - Całkowicie pogrążyła się w rozmowie z matką, której ta nawet pewnie nie słyszała. Mówiła do niej strasznie dużo, wszystkie głupoty i wszystkie tajemnice. Udało jej się to zrobić, kiedy mama leży w szpitalu w śpiączce. Straszne.

- Odwieziesz mnie do domu? - Zapytała, uśmiechając się niezauważalnie do Stylesa. On podniósł się z krzesła i skinął głową. Podszedł do Leny i pogłaskał ją po plecach. Szatynka ziewnęła przeciągle.
- Zmęczona? - Spytał marszcząc czoło. Lena jedynie skinęła głową, na znak, że tak i ruszyła do wyjścia ze szpitala. Harry szedł tuż za nią. Na dworze było już ciemno, gdyż było już dosyć późno. W kilka minut doszli do samochodu, Hazza otworzył szatynce drzwi, od strony miejsca dla pasażera, więc ta weszła i zapięła pasy. Sam kędzierzawy usiadł przed kierownicą i odpalił silnik, po czym wyjechał z parkingu szpitalnego. - Jak się czujesz? - Harry spytał po chwili, spoglądając na Lenę, na co ona wzruszyła ramionami.
- Patrz na drogę. - Powiedziała obojętnym tonem, ale to wcale nie był odpowiedź na pytanie zadane przez loczka. Chłopak jej posłuchał i popatrzył przed siebie. - Gdzie Ty jedziesz? Przecież jak jedziesz do mnie to powinieneś teraz skręcić w lewo, a nie prosto. - Lena zaczęła się wiercić i zerknęła na chłopaka.
- Pojedziesz do nas, nie chcę żebyś była teraz sama. - Wyjaśnił i uśmiechnął się lekko. Dziewczyna szerzej otworzyła oczy i pokiwała głową przecząco.
- A Harold? - Zapytała przerażona, z obawą o kota.
- Spokojnie, dzwoniłem do Grace. Spakowała Ciebie i kociaka. Jest już u nas, nie martw się. - Uśmiechnął się delikatnie. Lena kilkakrotnie zamrugała, bo nie wierzyła w to co słyszy. Chciała do domu.
- Chcę do domu! - Wrzasnęła. Styles spojrzał na nią błagalnie. - Jedziemy po kota, a potem odwozisz mnie do domu. - Zdecydowała i odwróciła głowę od Hazzy.
- Nie. - Powiedział spokojnie. - Dzisiaj zostajesz u nas. Już zdecydowałem. - Chłopak wzruszył ramionami. - Ale nie powiedziałem im. Mówiłem coś, że Twoi rodzice mają jakieś sprawy i nie chcesz być sama na noc. - Lena prychnęła. - Uspokój się, z nami będziesz się lepiej czuła. - Uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Z Wami? - Spytała szerzej otwierając oczy.
- Ze mną... - Sprostował Harry. Szatynka uśmiechnęła się niezawuażalnie i już nie protestowała. Chciała tylko znaleźć jakieś wygodne łóżko, zasnąć i chociaż na chwilę zapomnieć o problemach.

Leżała w ciepłym łóżku Harry'ego. Pościel pachniała Nim, Jego perfumami, Jego szamponem i Jego żelem pod prysznic. Lena wciągała ukochany zapach, przytulając się do kołdry. Nie wiedziała dlaczego Styles jest dla niej taki inny. Czuły, troskliwy i miły. Podobało jej się to, ale miała co do tego wątpliwości. To nie dla tego, że za dużo usłyszał, lub zobaczył? To nie było dla niej teraz ważne. Było strasznie źle, a dzięki Harry'emu było lepiej, chociaż troszeczkę. Ktoś zapukał do pokoju, ale Lena nie odpowiedziała, wolała udawać, że śpi, nie chciała nikomu mówić o tym co się stało. Drzwi się uchyliły i ktoś wszedł do środka, nie kto inny jak kędzierzawy. Uśmiechnął się lekko i podszedł do łóżka, po czym nachylił się nad twarzą szatynki. Dziewczyna czuła na swojej twarzy Jego oddech. Pochylił się jeszcze bardziej i delikatnie musnął jej usta, na co ona otworzyła oczy. Loczek zerwał się i podszedł do okna, nawet nie patrząc na Lenę.
- Ja... Przepraszam. Nie wiem co się stało, jakoś tak wyszło. - Styles zaczął się jąkać, na co Hastings odrzuciła kołdrę na bok i wstała, po czym podeszła do Niego.
- Harry, bo ja... - Szepnęła i spojrzała mu w oczy, ale szybko spuściła wzrok na swoje stopy. Zaśmiała się nerwowo. - Ja Cię kocham. - Dodała szybko.
- Lena, ja to wiem. - Styles wzruszył ramionami, szatynka szerzej otworzyła oczy, odwróciła się na pięcie i usiadła na łóżku. Zerknęła na Hazzę.
- Ale jak to? - Zapytała zachrypniętym głosem. Zastanawiała się teraz skąd On może to wiedzieć, przecież Grace, ani Vicky, nie mogły by mu powiedzieć. Ufała im i wiedziała, że to nie one.
- No bo ja też Cię chyba... Hm, ja też coś czuje. - Wyjąkał, marszcząc czoło. Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. Nie była w stanie nic powiedzieć. - Ale ja nie jestem pewien... Nigdy czegoś takiego nie czułem i potrzebują trochę czasu. - Chłopak zaczął bawić się dłońmi. Na Jego ustach wciąż tkwił niewinny uśmiech, a w policzkach urocze dołeczki, które Lena kochała. - Jeśli Ty mnie też kochasz, to zaczekasz na mnie, prawda? - Zapytał unosząc brwi.
- Miłość cier­pli­wa jest, łas­ka­wa jest. Miłość nie zaz­drości, nie szu­ka pok­lasku, nie uno­si się pychą; nie jest bez­wstyd­na, nie szu­ka swe­go, nie uno­si się gniewem, nie pamięta złego; nie cie­szy się z nies­pra­wied­li­wości, lecz współwe­seli się z prawdą. - Szepnęła, cytując słowa świętego Pawła z Tarsu. Podniosła się z ciepłego łóżka, podeszła do loczka i ujęła Jego twarz w dłonie. - Harry, dostaniesz tyle czasu ile tylko będziesz potrzebował. - Uśmiechnęła się leciutko, Styles objął ją w tali i delikatnie ucałował w czoło. Patrzyli sobie prosto w oczy i widzieli swoje wnętrza. Czuli swoją miłość. Może jeszcze trochę szczeniacką, dziecinną i nierozwiniętą, ale wiedzieli co to takiego i co muszą z tym zrobić. Potrzebowali tylko czasu, którego mieli pod dostatkiem. Mocniej się uścisnęli i tkwili w tych objęciach długo. Było im tak dobrze, tak, że wcale nie chcieli tego przerywać.

- Jak się czujesz? - Zapytał, wchodząc do pokoju. Widząc zwiniętą w kłębek Lenę, która wciąż spała, uśmiechnął się lekko i postawił tackę ze śniadaniem na stoliku nocnym. Styles położył się obok dziewczyny i odgarnął nieznośny kosmyk jej włosów za ucho. Szatynka się rozciągnęła, a po chwili uchyliła oczy. Harry jeszcze szerzej się uśmiechnął. - Dzień dobry. Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Dziękuje. Tutaj czuje się o wiele lepiej, niż u mnie w domu. - Lena zmarszczyła czoło i uśmiechnęła się leciutko. - Ale przykro mi, że musiałeś spać na kanapie... - Hastings skrzywiła się delikatnie.
- Daj spokój... Kanapę mamy bardzo wygodną, przecież wiesz. - Chłopak uśmiechnął się wesoło i pogładził dziewczynę po policzku, na co ona uciekła wzrokiem. - Do szkoły się już spóźniłaś, ale może chcesz iść do mamy. - Hazza bardziej stwierdził, niż spytał, na co Lena skinęła głową, na znak, że tak. - Odwioze Cię. - Dodał i wstał z łóżka, podając śniadanie dziewczynie. - Ale najpierw zjedź... - Uśmiechnął się triumfalnie.
- Harry... Sam to zrobiłeś? - Zapytała, podnosząc się na łokciach. Styles skinął głową. - Dziękuje, ale musisz zjeść ze mną. - Powiedziała i zabrała się za jedzenie. Harry wzruszył ramionami i zaczął pałaszować z nią smakowite grzanki.

- Lena, wiem, że Twoi rodzice w pracy i nie chciałaś sama zostawać w domu na noc, ale do szkoły powinnaś iść. - Liam pokiwał głową z rozbawieniem. Szatynka westchnęła, zakładając na nogi czarne converse. - Wszystko w porządku? - Zapytał unosząc brwi.
- Moja mama jest w szpitalu. Nie chciałam iść do szkoły, więc Harry odwiezie mnie do szpitala. - Szepnęła, uśmiechając się niezauważalnie. Payne odłożył grzankę na blat i podszedł do szatynki, po czym mocno ją uścisnął. - Yhym... Tylko proszę, nikomu nie mów. Wiesz tylko Ty i Harry, więc tak ma zostać. Jasne? - Powiedziała już głośniej, odwzajemniając uścisk przyjaciela.
- Oczywiście, ale co się stało? - Zapytał i wypuścił Lene ze swoich silnych ramion, w których ta uwielbiała się zatapiać. Nie żeby coś, bo Liam był z Danielle i Hastings bardzo ją lubiła, ale uwielbiała szatyna jako swojego najlepszego przyjaciela płci przeciwnej.
- Już wszystko dobrze, z resztą... Dużo by mówić. - Dziewczyna przetarła oczy i uśmiechnęła się, żeby ten nie musiał się martwić.
- Chodź... - Liam wziął dziewczyne za ręke i zaprowadził ją do salonu. - Mamy czas. Jeszcze pojedziesz do mamy. Mów. - Uśmiechnął się pokrzepiająco, posadził Lene na fotelu, a sam usiadł na długiej kanapie, gdzie Harry spał tej nocy.
- No to zacznę od tego, że moi rodzice nie zauważają mnie. Zapatrzeni są tylko w te dokumenty, konferencje, spotkania i finanse. - Zaczęła cicho. - Na początku to tolerowałam, albo chociaż udawałam, że tak jest. Dzieciństwo spędziłam u ciotek, kuzynek, lub w przedszkolach. Widzieli tylko czubek swojego nosa. Nie mogłam dłużej tego znieść, to było naprawdę straszne. Nie radziłam sobie z tym, ale wciąż milczałam, do czasu... Kiedy odwoziła mnie na imprezę, pokłóciłyśmy się i wszystko z siebie wyrzuciłam. Czułam się źle, ale było mi lżej. Ona też powiedziała parę słów, które mnie zabolały... Gdy już wysiadłam przed Waszym domem, wtedy kiedy niby napisałam sms'a do Harry'ego, żeby po mnie wyszedł, bo pada deszcz. - Przerwała na chwilę. - Bzdura... On wyszedł, widział jak płacze i jak krzyczę do Boga, żeby ją zabrał. - Zamilkła, Liam wsłuchiwał się w jej słowa z uwagą. - Wymyślił to, bo nie chciał, tak jak i ja, żeby ktoś o tym wiedział. Następnego dnia zadzwonił do mnie policjant, że mama miała wypadek, a ojciec nie odbiera. Tym pierwszym się przeraziłam, ale to że tata ma w dupie wszystko dookoła, wcale mnie nie zaskoczyło. Pojechałam do szpitala i zadzwoniłam tylko do Harry'ego. Wczoraj mnie tutaj przywiózł i zaspałam do szkoły, ale dobrze się złożyło, bo wcale nie chciałam tam iść. Zaraz jadę do mamy. - Zakończyła i spuściła wzrok, jej oczy się zaszkliły. Payne do niej podszedł i ją delikatnie objął.
- Co z mamą? Jaki jest jej stan? - Szepnął, zagłuszając chwilową cisze.
- Wygląda strasznie, ale lekarz mówi, że stan jest stabilny. - Lena odwzajemniła uścisk i oparła głowę, na ramieniu szatyna.
- Pojechać z Wami? Wiesz jaki jest Harry... Może coś powiedzieć, albo zrobić... - Liam bardzo martwił się o Lene i nie chciał, żeby teraz czuła się osamotniona. Czuł się źle, bo przyjaźnił się z nią, a nie zauważył, że coś jest nie tak. Być może Hatstings jest dobrą aktorką, lub On złym przyjacielem. Tylko takie wyjaśnienia przychodziły mu teraz do głowy.
- Wiem... Jest cudowny. - Szepnąła, uśmiechając się pod nosem.
- Rozumiem. - Powiedział ironicznie, po czym obydwoje się roześmiali. Uwolinili się z uścisku i lekko się do siebie uśmiechnęli. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Zapytał po chwili, z widocznym bólem w oczach.
- Bałam się, to tak bardzo bolało... - Szepnęła szatynka i spuściła wzrok na swoje buty, skłubiąc koszulkę. - Przepraszam. - Powiedziała przez łzy i ponownie rzuciła się w ramiona przyjaciela.
- W porządku. Muszę to jakoś zrozumieć, ale Ty musisz wziąć pod uwagę to, że  będzie mi dwa razy trudniej niż innym, bo moi rodzice są razem i mimo, że ja jestem teraz daleko od nich, to poświęcają mi dużo uwagi. Potrzebuje na to czasu, ale pamiętaj, że masz mnie. - Szepnął i Jemu również zachciało się płakać. - Jechać z Wami? - Zapytał, kiedy już się od siebie oderwali i troszkę się ogarneli.
- Tak. - Lena uśmiechnęła się lekko i posłała Liam'owi wdzięczne spojrzenie. Wyszła na korytarz i oparła się o barierkę przy schodach. - Harry, jedziemy?! - Krzyknęła.
- Pewnie! - Usłyszała z góry.
- Liam się z Nami zabierze. - Dodała już trochę ciszej, zarzuciła na ramiona płaszcz, uśmiechnęła się weselej do Payne'a i wyszła drzwiami frontowymi na zewnątrz.

***

Mamy trzeci. Co do niego, to mam parę wątpliwości, ale sami oceńcie :)
A co do Was, kochane, to bardzo Wam dziękuje,
gdy czytam te wszystkie komentarze od Was, to mam ochotę pisać i pisać! 
I bardzo chcę przeprosić za błędy, których nie widzę. 
I oczywiście postaram się wszystkich chętnych informować o nowych rozdziałach :)
Także, do następnego tygodnia :3

piątek, 15 czerwca 2012

Rozdział drugi.


ROZDZIAŁ DRUGI : 

         Była już gotowa. Jeszcze przeanalizowała listę, którą miała w głowie. Chyba wszystko wykonała. Prysznic wzięła, włosy lekko pod prostowała, zrobiła sobie lekki makijaż, ubrała się w przygotowane ciuchy. Zrealizowała całą listę. Skinęła głową, na nogi założyła czarne conversy, w rękę złapała torebkę, oraz telefon i szybko zbiegła ze schodów. Weszła do kuchni i uśmiechnęła się do matki.
- Odwieziesz mnie na tą imprezę? - Zapytała obojętnym tonem. - Chyba, że musisz pracować. - Dodała ciszej. - Zaraz będę spóźniona, pośpieszysz się?
- Oczywiście. - Annabelle skinęła głową i wstała odkładając gazetę na bok. Z blatu wzięła klucze, założyła buty, a na ramiona zarzuciła płaszcz. - Kochanie, dzisiaj jest 31 grudnia, nie powinno się pracować w ten dzień. - Wyjaśniła z uśmiechem na twarzy. Lena zarzuciła płaszcz i wyszła z matką. Kobieta zamknęła dom i otworzyła samochód. Obydwie wsiadły i po chwili były już w drodze. Dziewczynę zdziwiło to, że jej rodziciela w ogóle wie gdzie jechać.
- W takim razie gdzie, do cholery, jest tata? - Zapytała ze łzami w oczach. Przez moment patrzyła przed siebie, ale szybko odwróciła wzrok spoglądając w szybę. Nie chciała, żeby matka widziała, że jest tak słaba.
- Nie zaczynaj znowu, dobrze? Tysiące razy o tym rozmawialiśmy. Musi pracować, zrozum! Taki jest jego, jak i mój zawód, dziecko! - Annebelle zmieniła ton na niemiły i zaczęła krzyczeć. - Myślisz, że nie chcę spędzać z Tobą więcej czasu, do cholery? Chcę, bardzo chcę, ale co z tego, skoro Ty tego nie widzisz? - Zapytała patrząc to na Lenę, to na drogę. - Bardzo kocham Cię, córeczko. - Dodała ciszej. Lena wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- To Ty chyba nie wiesz co to jest miłość. Bo osoby, które się kochają mówią sobie wszystko, spędzają ze sobą jak najwięcej czasu, śmieją się razem, wygłupiają, kłócą o błahostki! - Lena podniosła głos i spojrzała na matkę. - Nigdy mnie nie kochałaś. - Dziewczyna prychnęła. Cieszyła się chociaż z tego, że już dojechały na miejsce. Annabelle zaparkowała samochód i zgasiła silnik.
- Słucham?! Co Ty mówisz, dziewczyno?! Czy Ty siebie słyszysz? - Kobieta wybuchła potokiem słów. - Oszalałaś?! Gdybym Cię nie kochała mogłabym Cię oddać nie wiadomo gdzie, ale tego nie zrobiłam i się ciesz. - Wykrzyknęła Lenie wszystko patrząc jej w oczy. Rodziecielka dziewczyny odpaliła samochód. - Miłej zabawy. - Dodała, uśmiechając się nieszczerze. Brunetka popatrzyła na matkę marszcząc czoło i wyszła trzaskając drzwami.
- Nie wierzę... - Wyszeptała sama do siebie i gdy Annabelle już odjechała, przykucnęła i ukryła twarz w dłoniach. - Nie wierzę, że ona jest moją matką! - Powiedziała głośniej patrząc w niebo. - Nie wierzę, że to właśnie ona mnie urodziła. - Zaczął padać deszcz, Lena zaczęła płakać, ale nie było wiadomo, czy po jej policzkach spływają łzy, czy krople wody. - Nie chcę być jej córką... - Dodała opadając na kolana. - Chcę zostać sama! - Wykrzyknęła. - Zabierz ją stąd, niech ona umrze! - Spojrzała w niebo i pociągnęła nosem. - Niech zgnije w piekle. - Powiedziała niedosłyszalnie. Lena wytarła dłońmi twarz i włosy odgarnęła do tyłu. Podniosła się z mokrego chodnika i spojrzała przed siebie. Przed nią stał Harry, ze zdezorientowaną miną. - Nie... - Wyszeptała i odwróciła wzrok.
- Boże! Lena, co Ty wygadujesz? - Zapytał unosząc brwi, też był cały mokry, a parasol leżał obok niego na trawie. Loki teraz opadły mu na czoło i lekko się wyprostowały. - Chodź do mnie... - Szepnął i podszedł do dziewczyny, a ta rozpłakała się na nowo i rzuciła się na Stylesa. On objął delikatnie jej ciało i głaskał po mokrych włosach.
- Nie wiesz jaka ona jest... - Szepnęła i oparła głowę na ramionu chłopaka. - Jacy oni są... Tylko praca się liczy. Ja dla nich nie istnieje. Życie z nimi to piekło. - Wyjaśniła szybko, a kędzierzawy mocniej przycisnął ją do swojego oziębłego ciała. Lena cała drżała, trochę z zimna, trochę z przeporażenia i trochę z miłości.
- Cicho. Już jej tutaj nie ma, jestem tylko ja. - Szepnął całując ją w czubek głowy. - Jesteś ze mną bezpieczna! - Powiedział już pewniej i głośniej. - Zawsze. - Dodał. Odsunął ją od siebie i wytarł jej makijaż, który wręcz spływał po bladej twarzy. - Chodźmy... - Powiedział, łamiąc druty parasola. - Powiemy, że napisałaś do mnie, żebym po Ciebie wyszedł, bo zaczął padać deszcz. Zrobiłem tak, ale parasol się zepsuł i dlatego wyglądamy jak wyglądamy. - Złapał Lenę za ramiona i wszystko dokładnie wyjaśnił. - Rozumiesz? - Dziewczyna skinęła głową i poszła przodem wycierając mokrą od łez i strug deszczu twarz.

00.00 - Północ. Fajerwerki, alkohol, zabawa. Wszyscy bawili się świetnie. Oprócz Leny i Harry'ego. Ona stała na uboczu, on wśród znajomych, ale było widać, że to co stało się przed imprezą nie daje mu spokoju.

Było już grubo po północy, a Lena teraz siedziała w towarzystwie swoich przyjaciół. Miała na sobie koszulkę Harry'ego i spodnie Grace, bo ta kiedyś zostawiła je u Zayn'a. Wszyscy siedzieli w kółku, grając w butelkę, a kiedy butelka wskazała dwie osoby, te miały iść na siedem minut do szafy. Razem. Lena siedziała cicho, była przygnębiona, po tym co wydarzyło się przed imprezą, z resztą tak jak Harry. Dziwne było to, że pozwolili im dzisiaj pić. Chociaż to ucieszyło Lenę, Stylesa, oraz Vicky. Każdy był już dobrze wstawiony, tylko Liam zachowywał pozory trzeźwego. Gdy już Louis i jedna z dziewczyn, której Lena nie znała imienia opuścili szafę, dziewczyna zakręciła butelką. Pierwszą osobą, na którą wypadło był Hazza. Nie był zbyt pocieszony, ale wszedł do szafy i cierpliwie czekał na partnerkę. Tym razem zakręcił Tomlinson i na nieszczęście Leny butelka wskazała na Olivię. Blondynka uśmiechnęła się triumfalnie i poszła w kierunku szafy.
- Możecie wyłączyć stoper! My z tej szafy nie wyjdziemy tak wcześnie. - Zapowiedziała i weszła do szafy, Lena prychnęła na to pod nosem. Liam, który koło niej siedział pogłaskał ją po plecach. Jemu też bardzo zaufała.
Uśmiechnęła się niezuważalnie, podniosła się z miejsca i poszła do kuchni, gdzie jakaś para się namiętnie całowała i obmacywała nawzajem. Szatynka wywróciła oczami, otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej kolejne piwo. Otworzyła je jakimś otwieraczem, który znalazła na podłodze i wyszła na taras. Było chłodno, ale to wcale jej nie przeszkadzało. W dwie minuty wypiła całą zawartość butelki i odstawiła ją gdzieś na bok. Postanowiła wrócić do środka. Bujnym krokiem szła w kierunku salonu, a gdy już tam weszła Louis i Zayn otwierali drzwiczki szafy. Lena wiedziała, że Hazza nie zbliży się do tej dziewczyny. W środku blondynka klęczała na kolanach i próbowała pocałować chłopaka. Jednak ten probował ją odpychać. Szatynka szerzej otworzyła oczy i przyglądała się całemu zajściu ze łzami w oczach. Blondynka się roześmiała, po czym opuściła szafę, a następnie pokój, kierując się do łazienki. Harold również wyszedł, stanął jak wryty i uśmiechnął się niewinnie. Wszyscy patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie tak miała wyglądać ta zabawa. Wewnątrz szafy nie miało się nic wydarzyć.
- Koniec gry. To nie tak miało wyglądać, ale jak zwykle ktoś musiał to zepsuć. - Victoria wstała, odwróciła się na pięcie i podeszła do Leny obejmując ją ramieniem. Grace również do nich podbiegła i wzięły Lenę, kierując się do pokoju Malika.
Tam Hastings już nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Jej przyjaciółki nie wiedziały co zrobić. Martwiły się o przyjaciółkę.
- Lena, nie martw się. Wiesz jaki jest Harry. - Zaczęła Vicky, ale na marne, szatynka w ogóle jej nie słuchała. Pogrążyła się we własnych myślach, dziewczyna szybkim ruchem rzuciła się na łóżko i zatopiła głowę w poduszce. - Ale on tam nic na pewno nie zrobił! - Przyjaciółki usiadły obok niej. Chciały dać jej jakieś ciepło i wsparcie.
- Chcę spać. - Szepnęła. Grace i Victoria skinęły głowami, podniosły się z materaca i ruszyły w kierunku drzwi.
- Jasne, śpij skarbie. Ja potem do Ciebie przyjdę, a Zayn prześpi się na kanapie. - Powiedziała zatroskanym głosem blondynka i okryła ją kołdrą. Po chwili usłyszała, że dziewczyny zostawiają ją samą. Chwile jeszcze popłakała i pogrążyła się w upragnionym śnie.

Kiedy Lena się obudziła ziewnęła przeciągle i spostrzaegła, że nie jest u siebie w domu. Zauważyła oliwkowe ściany i kasztanowe meble. Była u chłopaków, a dokładnie w pokoju Zayn'a. Przez chwilę przestraszyła się, że coś zrobiła, ale obok siebie zobaczyła uśmiechniętą Grace, a na podłodze leżał rozczochrany Malik. Uśmiechnęła się sama do siebie, ale gdy przypomniała sobie co wczoraj się stało, zbladła. Postanowiła niezauważalnie opuścić pokój, w którym znajdowali się zakochani. Dłonią przeczesała włosy i pomału zeszła po schodach. Kac dawał o sobie znać. Weszła do salonu i nie zauważyła nikogo obcego, a to akurat ją cieszyło. Wszyscy już opuścili dom, zapewne oprócz domowników, Grace, Victorii, oraz samej Leny. Teraz skierowała się do kuchni po wodę mineralną, a tam na krześle tyłem do niej siedział Harry Styles. Jednak to nie ucieszyło szatynki. Nabrała głęboko w płuca powietrza i podeszła do niego uśmiechając się sztucznie.
- Cześć, Harry. - Powiedziała idąc w Jego stronę, na co ten odwrócił się do niej twarzą i uśmiechnął się lekko. - Wyspałeś się? - Zapytała już śmielej.
- Witaj, Leno. - Odpowiedział cichym, zachrypniętym głosem, który Lena kochała. Usiadła na przeciwko chłopaka i wzięła od niego butelkę wody niegazowanej, ale ten wcale się nie sprzeciwiał. - Nie. - Ogłosił załamany.
- To dlaczego już wstałeś? Kac? - Lena się zaśmiała, spuszczając wzrok. Trudno było jej rozmawiać z Hazzą, po tym co stało się wczoraj. - Przecież bawiłeś się dobrze. - Prychnęła, uśmiechając się sztucznie.
- Słucham? Przecież do niczego nie doszło. Myślałem, że chociaż Ty mi uwierzysz. - Szepnął Styles. Lena opuściła głowę i spojrzała na swoje dłonie, które opierała na blacie stołu. - Powiedź, że wierzysz, Lena. - Dodał głośniej.
- Przykro mi. - Szatynka uśmiechnęła się współczująco, oddała butelkę chłopakowi i skierowała się do łazienki. Hazza pomachał głową z niedowierzaniem. - Nie bądź taki zaskoczony, Harry, wszyscy dobrze Cię znamy. - Dodała głośniej. Szatyn zerwał się od stołu i złapał Lenę za nadgarstek, przyjaciągając ją do swojego rozgrzanego ciała. Dziewczyna zbladła. Patrzyła w Jego ślicznie wycięte usta i nie mogła powstrzymać się, żeby Go nie pocałować.
- Pociągam Cię, prawda Lena? - Zapytał z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Lena skrzyżowała palce za plecami i prychnęła.
- Marzysz, Styles. - Powiedziała dumnie, spróbowała się odwrócić i odejść, ale chłopak jej na to nie pozwolił. Po jej ciele przeszły ciarki. Teraz byli tak blisko, że stykali się ciałami i czuli na sobie swoje oddechy.
- A teraz? - Szepnął i uśmiechnął się szarmancko. Lena uległa i spojrzała w Jego śliczne oczy, uśmiechając się przy tym niezauważalnie. - Chcesz, żebym Cię pocałował? - Zapytał szeptem. Dziewczyna skinęła głową, na znak, że tak. Styles ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął jej usta swoimi. Lena objęła Go w pasie. - Wierzysz mi? - Zapytał spoglądając jej w oczy.
- Ja... Chyba tak... - Wyjąkała. - Tak, wierzę... - Dodała pewniej. Styles się uśmiechnął i wypuścił Lenę ze swojego uścisku. Hastings stała tak jeszcze chwilę, ale po kilku sekundach odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. Sama nie wierzyła w to co pozwoliła zrobić Harry'emu. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak strasznie zmanipulować.

Leżała na łóżku, patrząc w bladoróżowy sufit. Męczyło ją to co zrobiła dzisiaj z Harry'm. Nie tak powinien wyglądać Ich pierwszy pocałunek, chociaż cieszyło ją to, że ją pocałował, bo być może ona nigdy nie powie mu co do niego czuje. Lena dobrze wiedziała, że Styles ją wyśmieje, albo co gorsza obróci to w żart i będzie tak jak jest. Tego nie chciała. Wolała, żeby się od niej odwrócił i nigdy nie odezwał, niż ją zignorował.
A co miała zrobić z matką? Powiedziała jej to co chciała od kilku lat. W końcu nie wytrzymała i wybuchła. Jak wulkan. Źle zrobiła, wykrzykując Annabelle co o niej myśli. Powinny spokojnie porozmawiać. Z jednej strony cieszyła się, że wszystko z siebie wyrzuciła, bo teraz nie jest jej aż tak ciężko, ale z drugiej... Bolało ją to, że tak bardzo zraniła osobę, która pomimo wszystko wychowała ją na dobrego człowieka. A może jej matka w ogóle nie przejęła się tym co usłyszała? Lena nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Był jeszcze jeden problem. Wszystko co mówiła do Boga, że nie chce takiej matki, chce żeby ją zabrał i żeby spaliła się w piekle, wszystko to słyszał Harry. Ten sam Harry, którego Lena się tak obawiała, że znajdzie sobie inną. Bardziej pewną siebie dziewczynę, która nie będzie taka inna. Nie w pozytywnym sensie inna. Niestety w negatywnym. I to właśnie to bolało ją najbardziej. Styles był tym wszystkim strasznie zaskoczony. Z tego co Lena wiedziała, to ten miał problemy rodzinne. Jego rodzice się rozwiedli, ale z Jego miny wywnioskowała, że to co usłyszał było dla niego za dużo. Była głupia, że wykrzyczała to wszystko przed domem chłopaków z One Direction. Ha! Była głupia, bo to wykrzyczała. Te słowa nie powinny wyjść z jej usta. Wiedziała, że przesadziła, ale co teraz miała zrobić?
Usłyszała dzwonek telefonu. Podniosła się z łóżka i do ręki złapała telefon, spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił nieznany numer, ale odebrała i przyłożyła urządzenie do ucha.
- Słucham? - Powiedziała obojętnym tonem.
- Witam. Z tej strony komendant Jared Floyd. Czy rozmawiam z Leną Hastings? - Zapytał uprzejmym tonem.
- Ta... Tak... - Wyjąkała i szerzej otworzyła oczy, po czym  głośno przęłknęła ślinę. - Co się stało?
- Pański ojciec nie odbierał telefonu, więc dzwonię do Pani. Annabelle Hastings, czyli Pańska matka miała wypadek. Jest ciężko ranna i znajduje się teraz w szpitalu. Czy mogłabyś przyjechać? - Mężczyzna wszystko jej wyjaśnił, ale ją zamurowało. - Wszystko w porządku? - Zapytał po chwili.
- Eee... Chyba tak... Gdzie dokładnie? - Wyjąkała po chwili.
Jej prośby się spełniły. Teraz tego żałowała. To ona chciała być na miejscu matki. Po jej policzkach popłynęły łzy. Zerwała się z łóżka i pojechała pod adres wskazany przez komendanta.

***

NO OKEJ, DRUGI ROZDZIAŁ ZA NAMI. :)
MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ SPODOBA...
JAK NA MÓJ GUST TAKI ŚREDNI, NO ALE W NASTĘPNYM BĘDZIE CIEKAWIEJ :*
CZEKAM NA WASZĄ OPINIĘ, DO NASTĘPNEGO! :3

piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział pierwszy.



ROZDZIAŁ PIERWSZY :

Znowu to samo - jak co roku. Dwie imprezy w jeden dzień. Urodziny Grace i Sylwester. Lena nienawidziła pić i palić, ale kiedy już zaczęła, nie mogła przestać. Taki był jej problem. Jak można było to nazwać? Nie wiedziała.
Ziewnęła przeciągle i podniosła się do pozycji siedziącej. Zsunęła nogi z wielkiego łóżka i wstała rozprostowując mięśnie. Przeczesała włosy ręką, a na stopy założyła puchate kapcie, które dostała na gwiazdkę. Opuściła pokój i pomału zeszła po drewnianych schodach. Weszła do dużej kuchni i rozejrzała się dookoła. Rodziców nie było - jak zwykle. Nawet w ten dzień nie opuścili biura. Lena nie wiedziała, czy w ogóle przyszli do domu wziąć prysznic i się przespać.
- Harold. - Powiedziała zaspanym głosem przechodząc do salonu. - Kiciuś, gdzie jesteś? Mamusia da Ci mleczka. - Wyszeptała podchodząc do fotela i właśnie tam znalazła szarą kuleczkę. Szybkim ruchem złapała sierściucha w ręce i mocno uściskała, drapiąc Go za uchem, na co on ciuchutko zamruczał. Kociak przymknął oczy i oddał się przyjemności, jaką serwowała mu jego '' mama. '' Lena uwielbiała koty. W życiu miała ich już z siedem. Pierwszego dostała na 8 urodziny i tak to się zaczęło. Zakochała się w nich od samego początku. Może to dlatego, że obchodziła urodziny w Walentynki i te oto stworzenia amor wybrał za jej miłość? Kto wie. Z jej punktu widzenia było to bardzo możliwe, gdyż wielu chłopców się za nią oglądało, lecz ona zawsze ich ignorowała. Hm, ignorowała głównie dlatego, bo była zakochana w Harry'm, który traktował ją jak jakąś gówniarę, ale nie ważne. Nie chciała o tym myśleć.
Lena była piękna - długie, brązowe i proste włosy, z blond końcówkami, duże, czarne oczy, a nad nimi ciemne rzęsy, świetnie wycięte, malinowe usta. Wręcz idealny biust, zgrabna i do tego krótkie, lecz wspaniałe nogi. Niecałe metr sześćdziesiąt pięknej kobietki.- Tak opisywały ją przyjaciółki i chłopcy, którzy szaleli na jej punkcie, lecz ona twierdziła, że jest brzydka i taka inna.
Być może była. W szkole miała dobre oceny, chociaż nawet nie otwierała podręczników. Rodziców miała świetnych. Po prostu idelanych. Nie robili nic tylko praca, praca i praca. O córce przypominali sobie w jej urodziny, lub kiedy mieli iść na jakąś służbową kolację, żeby tylko pokazać, jaka to piękna jest ich Lena. Nienawidziła ich za to. Na zewnątrz zawsze uśmiechnięta i wesoła, ale wewnątrz zawsze była zamknięta w sobie. Wiedziała o tym tylko jedna osoba - ona sama. Nigdy nie zwierzała się przyjaciółką jak ciężko jest bez rodziców. Wolała trochę popłakać w nocy i rano już mieć znakowity humor. Ona już tak miała.
Zawiesiła kociaka na ramieniu i wróciła do kuchni. Postawiła Harolda na blacie i kucnęła, aby podnieść miseczkę zwierzaka. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej karton mleka, który całkowicie opróżniła.
- Trzeba będzie zrobić zakupy, ale na pewno tego nie zrobię, Harold. Jak będzie Ci się chciało pić to dam Ci wody. Niech już Ci pseudo rodzice chociaż to zrobią. - Sierściuch słysząc to zamiałczał przeciągle i zeskoczył z blatu, czekając, aż pani poda mu miseczkę po brzegi wypełnioną jego ulubionym napojem. - Zostaniesz dzisiaj sam, chyba, że mama wróci wcześniej, bo na ojca nie ma co liczyć. Ja dzisiaj idę na melanż, kocie! - Lena zaśmiała się wesoło i przykucnęła na ułamek sekundy, aby odstawić napój zwierzaka. Spojrzała na zegarek, który wisiał nad bujanym fotelem. Miała jeszcze dużo czasu - 10.43. Pobiegła na górę i rzuciła się na łóżko. Miała ochote się jeszcze zdrzemnąć.

Obudziła ją melodia, którą miała ustawioną na dźwięk dzwonka. Otworzyła jedno oko i wzięła aparat do ręki. Grace dzwoniła. Lena wywróciła oczami i nacisnęła zieloną słuchawkę, po czym przyłożyła telefon do ucha.
- Obudziłaś mnie, cholero! - Przywitała przyjaciółkę, przymrużając jeszcze na chwilę oczy. Jej przyjaciółka się zaśmiała. - To nie śmieszne, a jak już chcesz żebym przyszła na tą całą imprezę, to daj się chociaż wyspać! - Krzyknęła już całkowicie rozbudzona.
- Przepraszam, ale jak sobie wyobrażam co możesz zrobić gdy dowiesz się czegoś... - Powiedziała chichocząc wesoło. Lena wywróciła oczami. - Zaraz idziesz do chłopaków, bo ja mam dzisiaj urodziny i mam się nie przemęczać, a Im trzeba pomóc. Niby mówią, że dadzą sobie radę, ale wolę mieć pewność, że wszystko będzie okej.
- No i co z tego? - Zapytała obojętnym tonem. Przecież spędzała dużo czasu z członkami One Direction, którzy byli jednocześnie jej przyjaciółmi.
- No i Harry będzie pod Twoim domem za pół godziny... - Grace nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Lena szeroko otworzyła oczy i zerwała się z łóżka na równe nogi. Jej serce zaczęło szybciej bić. - Spokojnie, mała, wszystko będzie okej. Dobra, kończę, idę wziąć dłuuugą kąpiel. Trzymaj się! - Pożegnała Lenę i posłała jej buziaka. Ta, szybko odrzuciła telefon na bok i otworzyła garderobę.

Dała swojemu kociakowi karmy, zgarnęła klucze ze stołu i wyszła przed dom. Usiadła na trzecim od góry schodzie i zaczęła nucić jedną z piosenek One Direction. Kiedy zobaczyła nadjeżdżający samochód Stylesa jej kąciki ust mimowolnie uniosł się ku niebu. Dzisiaj musiała powiedzieć Harry'emu co do niego czuje, że Go kocha. Podeszła bliżej ulicy i spojrzała w stronę pojazdu. Kiedy za kierownicą zobaczyła swojego wybranka wesoło pomachała w tamtym kierunku ręką. Kiedy odmachały jej dwie dłonie zmarszczyła czoło. Nie było możliwe żeby kędzierzawy to zrobił, bo przecież prowadził. Spojrzała na miejsce pasażera i zobaczyła tam Louis'a. Wryło ją do chodnika. A miała taką okazje, żeby wszystko z siebie wyrzucić. Kiedy zaparkowali zaraz obok niej i chwilę zaczekali żeby weszła, ona stała nieruchomo i wpatrywała się przed siebie. Chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wysiedli z samochodu. Lena przymknęła oczy i zaśmiała się drwiąco.
- Wszystko w porządu, Lena? - Zapytał lekko wystraszony Louis, a Harry wybuchł śmiechem, ale na to Tomlinson spojrzał na niego porozumiewawczo i loczek umilkł.
- Tak, wszystko dobrze. - Odpowiedziała po chwili patrząc to na Louis'a, to na kędzierzawego. - Jedziemy?
-Pewnie... - Odpowiedział Styles i wsiadł na miejscu kierowcy, Lena wślizgnęła się na tylne siedzenie, a pasiasty usiadł na miejscu pasażera.
- To jak? Mam nadzieję, że się wyspałaś, bo nie damy Ci dzisiaj wyjść tak wcześnie, młoda! - Krzyknął zadowolony Lou. - Nie chcieliśmy zawracać Ci głowy, ale Grace się uparła. Nawet Zayn jej nie przekonał. - Wzruszył ramionami.
- Nie ma problemu, już nie spałam. - Skłamała i uśmiechnęła się niezauważalnie. Oparła głowę o zagłówek i przymknęła oczy.
- Jak tam mój kotuś, Harold? - Tym razem Styles zaczął temat kota, którego wręcz kochał. Tak jak Lena uwielbiał koty. To była pierwsza rzecz, która Ich łączyła.
- Po pierwsze; nie jest Twój. - Pokazała język do przedniego lusterka, na co brunet wywrócił oczami. - Po drugie; chyba tęskni. - Zaśmiała się wesoło.
- Wiedziałem! On mnie uwielbia! - Ucieszył się i zaczął wymachiwać rękoma we wszystkie strony. Louis odzyskał panowanie nad kierownicą.
- Styles, co Ty wyprawiasz?! - Krzyknął zdenerwowany brunet. Lenę wryło do siedzenie, cholernie się przestraszyła.
- Spoko, to nic takiego. - Hazza wzruszył ramionami i złapał kierownicę, jadąc spokojnie. - Przecież nic się nie stało. - Szepnął rozbawiony odwracając się do Leny sprawdzając jej stan. - Wszystko okej, mała?
- Yyy, tak. Patrz na ulicę, kurwa! - Krzyknęła przerażona, a jej serce zaczęło szybciej bić. - Nie strasz mnie, wariacie. - Szepnęła niedosłyszalnie. Jedną z cech Stylesa było wariactwo, w pewnych chwilach przesadzał. Aż za bardzo przesadzał.

- Lena, mogę Ci w czymś jeszcze pomóc? Już nic nie zjem, słowo harcerza! - Niall uśmiechnął się wesoło i wbił palca w żebra szatynki.
- Auu. - Jęknęła przeciągle. - Nie, Horan, nie możesz. Już mnie nie nabierzesz, Ty nawet harcerzem nie byłeś! - Krzyknęła i pokazała mu język. - Spadaj pomóc Zayn'owi i Louis'owi w salonie. - Blodnyn wywrócił oczami i poszedł w stronę salonu. - Tylko nic nie podjadaj! - Krzyknęła jeszcze, kiedy ten był już w salonie.
- A my? Ja i Harry? -Zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha Liam. - Trzeba iść do sklepu, posprzątać, czy może coś jeszcze innego?
- Hm, Ty pójdziesz do sklepu po bitą śmietanę. - Uśmiechnęła się wesoło, wymachiwując pustą buteleczką po słodyczy. - Dużo bitej śmietany. - Dodała cicho chichocząc, Payne skinął głową i pomału wyszedł z kuchni, a następnie z domu. - A Ty, Harold spadaj sprzątać górę. - Tym razem Lena uśmiechnęła się do Stylesa i ruchem głowy wskazała na schody, prowadzące na górę. Kędzierzawy wywrócił oczami. - Pomogę Ci, dopóki Liam nie przyniesie bitej śmietany. - Klepnęła Harry'ego w tyłek i uciekła szybko na górę.
- Ej! - Krzyknął i pobiegł za nią. - Co Ty sobie wyobrażasz?! Każda by chciała być na Twoim miejscu! - Lena wybuchła głośnym śmiechem i usiadła na schodach ledwo co łapiąc oddech. - Chodź sprzątać. - Dodał, przechodząc obok niej, na co ona wywróciła oczami.
- Chyba mi się odechciało... - Odwróciła się twarzą do bruneta i pokazała mu język,na co ten zmarszczył czoło i rzucił się na Lenę, łaskocząc ją, na co ona zaczęła się wyrywać i głośno piszczeć. - Przeeestań! - Krzyknęła przeciągle.
- Ej, dzieciaki! Do roboty, a nie się zabawiać! My tu pracujemy tak ciężko, a Wy się wygłupiacie! Nie przesadzacie? - Usłyszeli z salonu głos Zayn'a i śmiechy Louis'a, oraz Niall'a.
- Zamknij się, kretynie! My też ciężko pracujemy, a znając Was, to na pewno siedzicie teraz na kanapie z nogami wyżej niż dupa i jecie to co Lena przygotowała! - Harry się zaśmiał, a Zayn tylko jęknął, więc to co powiedział kędzierzawy, zapewne było prawdą.

- Harry, odwieziesz mnie do domu? Chciałabym się jeszcze ogarnąć, nakarmić Harolda i wypuścić Go na chwilę na dwór. - Wyjaśniłaś, kiedy Styles na nią spojrzał i zmarszczył czoło. Uśmiechnęła się błagalnie. - Nie wiem czy rodzice są w domu, pewnie są w pracy, ale jeśli nie masz czasu, to się przejdę. Nie ma problemu. - Lena wzruszyła ramionami, złapała w ręke torbe i poszła w stronę drzwi wyjściowych.
- Dzisiaj w pracy? - Zapytał zaskoczony. Szatynka zatrzymała się w połowie kroku. - Spokojnie, odwiozę Cię, - Dodał.
- Tak, po prostu mieli jakąś ważną sprawe i musieli. To było jakieś wyjątkowo pilne, nie znam szczegółów. - Wyjaśniła kłamiąc. - Dzięki. - Dodała i podeszła do drzwi. Założyła na nogi szare botki, oraz czarny płaszczyk i wyszła przed dom. Po kilkunastu sekundach wyszedł Harry i usiadł za kierownicą, a po chwili otworzył Lenie drzwi od środka. Skinęła głową i wsiadła do samochodu.
- Myślisz, że dadzą nam dzisiaj pić? Grace już będzie mogła, też chcę... - Wzruszyła ramionami, a Harry odpalając silnik się zaśmiał.
- Mi może dadzą, Tobie pewnie nie. Sam nie wiem. - Uśmiechnął się wesoło. Lena spojrzała na Niego z przymrużonymi oczami. - Ale coś Ci załatwię. - Dodał widząc jej minę.
- Już myślałam, że nie mamy tego układu. - Powiedziała i oparła głowę o zagłówek. Mieli ze sobą układ. Nie mieli jeszcze 18-nastki, więc załatwiali sobie po kryjomu alkohol. - Nie lubię pić. - Szepnęła.
- To dlaczego to robisz? - Zapytał poważny i spojrzał w jej stronę.
- Sama nie wiem, chyba dla zapomnienia. - Wyjaśniła szybko i uśmiechnęła się niezauważalnie. - A Ty dlaczego pijesz?
- Bo lubię. - Powiedział i uśmiechnął się łobuzersko, odgarniając loki, które opadły mu na czoło. - Bo po alkoholu można się dobrze bawić. - Dodał ciszej. Lena spojrzała na Niego zdezorientowana, a On wzruszył ramionami. - Nie pytaj o więcej. - Szepnął. Brunetka skinęła głową i spojrzała w okno, za którym był zachmurzony Londyn. Nie zrozumiała słów Harry'ego, ale prosił żeby dała spokój, więc nie naciskała. Już miała mu powiedzieć, ale stchórzyła. Przyknęła powieki, bo łzy napłynęły jej do oczu. Nie mogła wybuchnąć przy Harry'm płaczem. Co to to nie.

***

MAMY PIERWSZY ROZDZIAŁ, CIESZYCIE SIĘ ? :*
KOMENTUJCIE, BO TYM MOTYWUJECIE MNIE DO PRACY. :)
DO NASTĘPNEGO, DZIEWCZYNY. :D
JAK TAM ? PATRZYCIE DZIŚ NA EURO ? ;] MA BYĆ 2 : 0 DLA NAS. :*

niedziela, 3 czerwca 2012

Bohaterowie.


BOHATEROWIE :


'' Zamykała się na cały świat, wierzyła ze potrafi być szczęśliwa, sama. Bez żadnych łask czy pomocnych dłoni. Było tak, dopóki nie pojawił się On. Tego dnia przestała wierzyć w swoją samodzielność, jej serce właśnie wtedy zaczęło dusić się pozbawione Jego zapachu. ''

'' Nieważne czy będę miał podbite oko czy złamaną rękę dla dziewczyny. 
Ważne, żeby ona wciąż była przy mnie po tym wszystkim co się zdarzy. ''


'' Przyjdzie dzień, kiedy zrozumiesz, że przejście na kolejną stronę jest najlepszym uczuciem na świecie, ponieważ zrozumiesz, że w książce jest o wiele więcej stron niż ta, na której utknąłeś. ''

'' Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie.  ''

'' Nic tak nie wzrusza mężczyz­ny, jak łzy ko­biety, którą kochać zaczy­na, i nic nie drażni go tak, jak łzy ko­biety, którą kochać przestaje. ''

'' Optymiści nie dopuszczają do siebie czarnych myśli. Oni je kolorują. Czym? Mają takie optymistyczne kredki. Na przykład humor, lub uśmiech. ''

'' Papieros tli się w malinowych ustach, a na czarnych rajstopach pojedyncze płatki popiołu wirują. Można powiedzieć na nią dziewczyna niezależna, dziewczyna znająca swe miejsce, dziewczyna solidna i silna, z zasadami i godnością lub zwyczajnie człowiek bojący się uczuć. ''

''  Zwykle to los decyduje o tym kto zjawi się w naszym życiu, ale to serce decyduje, kto w nim zostanie. A wiedz, że tam, gdzie los jest dla nas zbyt łaskawy, zwykle pojawia się otchłań, w której w każdej chwili mogą runąć wszystkie marzenia. ''


***

Zaczynam tutaj opowiadanie o One Direction. <3
Jak Wam się podobają bohaterowie? :)